24 lipca 2013 r. Szymon Twardowski rozpalał grilla na balkonie swojego domku w Morawicy. Użył do tego rozpałki do grilla w płynie. Ogień zassało do środka butelki, co spowodowało wybuch. Płonąca rozpałka rozlała się po ciele. Zapaliła się koszula. Spadł z balkonu na ziemię (z pierwszego piętra). Na szczęście nie stracił przytomności, zerwał z siebie topiącą się koszulę i przybiegł do łazienki. Do przyjazdu karetki czekał w wannie z zimną wodą. Karetka zawiozła go do szpitala w Kielcach, gdzie stwierdzono 50% poparzeń ciała, ale nie chciano go przewieźć do Siemianowic Śląskich, ponieważ uważano, że to nie jest poważne poparzenie (twarz, klatka piersiowa do pępka, całe ręce: prawa i lewa). Po wyjściu ze szpitala rany były wciąż otwarte. Najgorzej było z kąpielą, która trwała czasami do dwóch godzin.
Dopiero w listopadzie 2013 udało się dostać do przychodni w Siemianowicach. Tam od razu dostał skierowanie po ubranie uciskowe i plastry do Łodzi, ponieważ blizny już wymagały noszenia tego ubrania. Zalecenia: maści – dwa, trzy razy dziennie smarować blizny; ubranie uciskowe – nosić 24 godziny na dobę przez dwa lata, przy wymianie co pół roku. Koszty są duże i rodzina Szymona prosi o wsparcie 1% podatku lub darowizny pieniężne.