To było 5 października 2021r…
Dzień, który na zawsze odmienił moje życie… Kilka sekund i płomień z ogniska był na moim ciele. Wybuchła mi w ręce butelka z podpałką.. Koszmarne uczucie bezradności i bólu…
Gdyby nie szybką pomoc mojego taty… Pewnie by mnie już nie było. Pamiętam każdy po kolei moment… Synka który płakał “Mamo, nie umieraj,jak ty pójdziesz do nieba ja pójdę razem z tobą”. Pamiętam jak mu powiedziałam że ja się nigdzie nie wybieram…
Później karetka, szpital i szybka decyzja że lecę śmigłowcem do Łęcznej. Nie miałam pojęcia nawet gdzie to jest.
Na lądowisku jeszcze słyszałam jak syn woła” mamo”…
W szpitalu w Łęcznej spędziłam 70 długich dni. Z tego prawie 2 miesiące na oddziale OIT, wpatrzona w rysunek od mojego synka, który pielęgniarki przykleiły mi na ścianę…
Oparzenie objęło szyję, obie ręce, klatkę piersiową, brzuch, uda… łącznie 40% mojego ciała 2 i 3 stopnia.
Jestem po 6 przeszczepach skóry, przede mną kolejny pobyt w Łęcznej i operacje poluzowania przykurczy szyi i pachy prawej ręki.
Nigdy nawet nie przypuszczałam że to taki ból… Koszmarny ból. Mam wrażenie jakbym miała na sobie zbroję.. Każdy ruch to potworny ból i trudności z wykonywaniem nawet najprostszych czynności. Teraz jestem na etapie maści, żeli silikonowych, plastrów.. Z tego wszystkiego kompletnie nic nie jest refundowane. Oczekuje także na ubranko uciskowe. Przede mną bardzo długa droga, operacje, rehabilitacja, zabiegi…ale walczę bo mam dla kogo żyć…
W imieniu Anny i jej rodziny prosimy o przekazywanie darowizn oraz odpisów 1% podatku na dalsze leczenie.